Recenzje



Największe, jak dotąd, rozczarowanie czytelnicze 2017, czyli „Dżuma” A. Camusa

„Dżuma” Alberta Camusa uznawana jest za jedno z najwybitniejszych dzieł egzystencjalnych, znajduje się na liście proponowanych lektur dla liceów. Jej autorstwo nie tylko zapewniło Camusowi zaszczytną pozycję jednego z najlepszych pisarzy francuskojęzycznych, ale również Nagrodę Nobla. Przed poznaniem utworu przeczytałam kilka recenzji i, trzeba przyznać, były one obiecujące. Słowa: „paraboliczna powieść egzystencjalna, w której za pomocą epidemii autor ukazuje postawy ludzi wobec szeroko pojętego zła” sugerowały utwór uniwersalny wysokich lotów – może nie od razu pokroju „Mistrza i Małgorzaty”, jednak zdecydowanie warty uwagi. Rzeczywistość okazała się, łagodnie rzecz ujmując, nieciekawa.
Lektura okazała się być niespecjalnie zajmująca, z wręcz banalną fabułą, miejscami nudną jak przysłowiowe flaki z olejem. Z drugiej strony od czasu do czasu pojawiają się momenty wręcz groteskowo naturalistyczne, jakby autorowi nagle przypominało się, że w opowieści o śmiertelnej chorobie przydałyby się elementy makabry. Nic one jednak nie wnoszą, już po kilku stronach powraca monotonna narracja. Sami bohaterowie reprezentują różne cechy charakteru, lecz mimo to nie są tak naprawdę pogłębieni – żeby nie powiedzieć: niewyraźni i niewiarygodni.
Należy jednak pamiętać, że mamy do czynienia z przypowieścią i wszystkie powyższe cechy, w normalnej powieści niepożądane, w tym przypadku mogą wręcz stanowić zaletę. Spłycenie wykreowanej rzeczywistości może służyć przecież podkreśleniu uniwersalizmu utworu, może pomóc ukazać zło w szerszej perspektywie.
Zajmijmy się więc uniwersalizmem.
Nie jest łatwo napisać powieść. Która po kilkudziesięciu (kilkuset!) latach będzie wciąż aktualna. Nie każdy (nawet dobry pisarz) to potrafi. Nie każdy (nawet dobry pisarz) powinien próbować. Albert Camus postanowił napisać książkę o wszystkim. Wystarczy słowo „dżuma” zastąpić dowolnym innym kataklizmem, a będzie to historia właśnie o tym. Wystarczy w miejsce nazwisk bohaterów wstawić innych ludzi doświadczających zła, a będzie to opowieść o nich. Z tego właśnie powodu z książki o wszystkim, „Dżuma” zmieniła się w książkę o niczym. Camus w rzeczywistości nie skupił się na żadnym problemie, spojrzał na świat zbyt szeroko, chciał poruszyć wszystkie kwestie naraz. Był zbyt ambitny. To, co przesądziło o jego dziele, to owe ogólniki, oczywiste prawdy i przemyślenia dotykające po kolei każdej sprawy, lecz nie wnikające w istotę ani jednej.
Czy w takim razie – po wyrzuceniu z siebie fali goryczy i rozczarowania – usunęłabym tę pozycję z listy lektur? Zdecydowanie nie. Uczniowie liceów potrzebują ogólników – tekstów literackich, które pasują do każdego tematu i które dostarczają mnóstwa nieskonkretyzowanych argumentów popierających każde założenie. Taka lektura przydaje się na maturze i uczy przydatnej sztuki nadinterpretacji i lania wody, które sprawia wrażenie zręcznej retoryki. Pomijając jednak kwestie szkolne, uważam, że świat literatury oferuje ogrom utworów zdecydowanie bardziej godnych polecenia niż camusowska opowieść o zadżumionym mieście.

Katarzyna Tyczyńska